Premiera: 1992 r.
Edyta o płycie: Płyta
„Love” powstała w bardzo dziwnych warunkach, zmieniając nonstop
sponsorów. Z kimś innym zaczynałam nagrania (w sensie finansowym),
potem po drodze producent się zmienił, a na końcu zrobiliśmy to razem
z Leszkiem, moim mężem. Nagrałam tą płytę z Rafałem Paczkowskim, będąc
w ciąży. Teksty i muzyka były już mojego autorstwa, ale wciąż nie
miałam swojego zespołu. Rafał Paczkowski skompletował muzyków i zajął
się aranżacją. Ja w pewnym momencie poszłam rodzić i on zgrywał to
wszystko beze mnie. Przyznam
się, że po wdaniu tej płyty, bardzo długo jej nie słuchałam. Okazała
się ona jedną, wielką amerykańską balladą i wzbudziła duże
kontrowersje. Aczkolwiek po latach sprawdza się, bo wiele osób mi mówi,
że wciąż jej słucha, że się podoba. Dla mnie jest to właśnie
najcenniejsza nagroda, wiedzieć że po latach, ta płyta zajmuje jakieś
tam ważne miejsce na półce. W
tamtym okresie brałam sobie bardzo do serca wszelkie krytyki i w pewnym
momencie sama źle się ustosunkowałam do tej płyty. Musiało upłynąć
trochę czasu, abym ją doceniła. Jest tam kilka naprawdę fajnych numerów.
Teksty są angielskie, ale napisane z sensem i rzeczywiście mogą się
podobać, na przykład piosenki „Love”,
„If”, Good
Bye to the Roman Candles”, Blues for You”.
Naprawdę, jest tam kilka rzeczy, które mają dla mnie wartość.
Piosenka „Emmilou” była takim
pierwowzorem „Jenny”, ja w ogóle
mam słabość do wyjątkowych imion.
|