Szok i Szoł, czyli czas na odrobinę szaleństwa

 

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że mijający rok będziemy wspominać jako rok Koziorożca. Ten Koziorożec to oczywiście jedna z najlepszych obecnie rockowych artystek w naszym kraju (a może i najlepsza!) – Edyta Bartosiewicz. W Jej wypadku sukces goni sukces. Wydany w ubiegłym roku album Sen uzyskał tytuł „Złotej Płyty”, a już za chwilę będzie Platynowy. Edyta zgarnęła jeden z dwóch najważniejszych Fryderyków, a na listach mocno namieszały kolejne numery z płyty. W połowie września Edyta zaprosiła nas do zagłębienia się w kolejny Jej sen, czyli w najnowszą płytę „Szok’n’Show”. I znów sukces. Już pierwszego dnia sprzedaży płyta rozeszła się 150 tysiącach egzemplarzy. Dziś oczywiście zbliża się do granicy, za którą nagrodą jest „Platynowa Płyta”. Podobnie było z trasą, która wyprzedała się do ostatniego miejsca i cieszyła się ogromnym powodzeniem. Jak mówi sama Edyta, nowa płyta odzwierciedla Jej dzisiejszy stan ducha. Jest bardziej odlotowa, ale też bardziej otwarta, radośniejsza, z dużą dawką optymizmu. Jeszcze na początku roku, gdy Edyta planowała tę płytę, miała ona wyglądać zupełnie inaczej, ale pewne wydarzenia, które nastąpiły potem, wywróciły misterne plany do góry nogami. Pierwszym takim znamiennym zdarzeniem był moment kręcenia teledysku „Tatuaż”. Oddajmy zresztą głos Edycie: To były niesamowite chwile. 11 stycznia, gdy kręciliśmy ten teledysk, obchodziłam właśnie urodziny, wchodziłam w dziewiąty – dla mnie bardzo ważny – rok numerologiczny. Czułam, że tego dnia musi się coś wydarzyć. Potrzebowałam zmian, tak wewnętrznych jak i zewnętrznych. Zresztą te wewnętrzne dojrzewały we mnie od dawna. A tym końcowym symbolem zmiany było obcięcie włosów przed kamerą. Tę scenę widać w teledysku kręconym przez Janusza Kołodrubca. Jeśli ktoś będzie uważnie oglądał ten clip zobaczy również w moich oczach łzy. Nie należę raczej do osób, które płaczą, ale wtedy przy słowach „To nie jesteś już Ty” nie wytrzymałam. Po tej niesamowitej chwili napięcia poczułam się odnowiona, wyzwolona.

Drugi ważny moment to nagranie „Szału”. To właśnie po jego nagraniu i nakręceniu teledysku (znów z Januszem Kołodrubcem) pomysły na nowe nagrania rodziły się jeden za drugim. Nagle zaczęła powstawać zupełnie nowa płyta. W pewnym momencie zaczęłam codziennie przychodzić do studia z nowym numerem. Aż moi muzycy zaczęli dziwnie patrzeć na siebie – wspomina z uśmiechem Edyta. W końcu stanęło na 11 numerach, których wykonawcami obok Edyty są: Maciek Gładysz – gitary, Krzysiek Poliński – bębny, Radek Zagajewski – bas, i Romek Kunikowski – klawisze. Nagrania zrealizował Leszek Kamiński, prywatnie mąż Edyty. Album rzeczywiście brzmi odlotowo. Nie brak na nim ostrych, niemal punkowych numerów, jest też miejsce na odrobinę (i to sporą) psychodeli i nastrojowe ballady. Edyta udowodniła nim wielką klasę. Potwierdza ją również na wspaniałych koncertach, gdzie szokuje ekspresyjną grą na gitarze i oczywiście fryzurą, która co jakiś czas zmienia kolor. Czasem trzeba sobie pozwolić na drobną ekstrawagancję. Ja farbuję włosy i zapewniam, że to naprawdę drobna ekstrawagancja – mówi Edyta. POPCORN jest tego samego zdania. A poza tym w tych niesamowitych fryzurach Edyta wygląda nie tylko odlotowo, ale i niezwykle atrakcyjnie, co potwierdzają reakcje fanów na trasie.

Płyta, trasa, spotkania w rozgłośniach radiowych. Spytaliśmy Edytę czy ma jeszcze czas na życie prywatne (przypomnijmy, że Edyta jest żoną znanego realizatora dźwięku Leszka Kamińskiego i mamą kilkuletniego, przesympatycznego Aleksa). Przyznam, że ostatnio bardzo, bardzo mało. Dlatego bronię swej prywatności, choćby przed dziennikarzami czy fotoreporterami. To mój bardzo prywatny świat, do którego dopuszczam tylko najbliższych. I niech tak już zostanie – odpowiada.

Tekst: Andrzej Igantowski