Edyta Bartosiewicz to jedna z najlepszych polskich wokalistek. Na polskiej scenie pojawiła się w 1990 roku, kiedy nagrała z zespołem Holloee Poloy płytę “The Big Beat”. Jej pierwszy solowy album – “Love”, wydany w 1992 roku, zdobył uznanie krytyków i bardziej wyrafinowanej publiczności. W 1994 roku ukazał się kolejny album Edyty – “Sen”, który odniósł ogromny sukces i został nagrodzony Platynową Płytą. Podobnie stało się z płytą “Szok’n’Show”, która również uzyskała status Platynowej Płyty. Od 9.06.1997 roku możemy podziwiać nowe dzieło Edyty – płytę “Dziecko”, która 14.10.1997 roku została nagrodzona Platynową Płytą.

 

Czy możesz, dla Twoich nowych wielbicieli, opowiedzieć przebieg Twojej przygody z muzyką?

Dla moich nowych? A dla starych też mogę? (śmiech)

Oczywiście.

Moja prawdziwa przygoda z muzyką rozpoczęła się gdy studiowałam Handel Zagraniczny. Wcześniej, gdy miałam 10 lat zaczęłam uczyć się grać na gitarze. Układałam sobie proste piosenki, najczęściej z angielskimi tekstami pełnymi błędów. Nie chodziłam do szkoły muzycznej, muzyka była moim hobby. Wracałam do domu i słuchałam płyt różnych wykonawców śpiewając razem z nimi. Muzyka była czymś, co przynosiło mi ukojenie, była formą odreagowania stresów szkolnych. Wtedy myślałam, że jest ona tylko dla wybranych i byłam przekonana że ja tą wybraną osobą na pewno nie jestem. Później, gdy poszłam na studia, założyłam swój pierwszy zespół w Mińsku Mazowieckim. Walter Chełstowski (wówczas bardzo poważana osoba na rynku muzycznym) zachęcał mnie do nagrań, ale ja wtedy wyjechałam na pół roku do Londynu. Poznałam tam zespół The Blue Aeroplanes z którym jeździłam na koncerty po Wyspach Brytyjskich. Gdy wróciłam z Londynu, postanowiłam zabrać się poważnie za muzykę. Po czwartym roku gdy zrezygnowałam ze studiów, poznałam chłopaków z zespołu Staff, którzy akurat szukali wokalisty. Nagraliśmy płytę “The Big Beat” jako zespół Holloee Poloy. Zespół szybko się rozpadł. Wtedy postanowiłam coś zrobić ze swoimi piosenkami. Poznałam Rafała Paczkowskiego, jeszcze kilku innych ludzi i nagrałam płytę “Love”. Była ona w całości po angielsku (“The Big Beat” również). Płyta “Love” nie odbiła się większym echem wśród ludzi, ale na pewno zaistniałam w branży muzycznej. Dopiero płyta “Sen” (09.1994r.) przyniosła mi sukces, taki szerszy, powiedziałabym komercyjny. Dzięki niej trafiłam do liczniejszej publiczności. Ktoś mógł mnie wcześniej w ogóle nie znać i dopiero po wydaniu płyty “Sen” usłyszał moje nazwisko. Rok później ukazała się płyta “Szok’n’Show”, potem przerwa i teraz płyta “Dziecko”.

Zapewne dostajesz bardzo dużo listów od fanów. Co z nimi robisz, jak je przeczytasz? Zostawiasz, czy wyrzucasz?

Jeszcze nigdy w życiu nie wyrzuciłam niczyjego listu. Gdybym miała wyrzucić jakiś list, to najpierw musiałabym nauczyć się go na pamięć.

A odpisujesz na listy?

Czasami tak, staram się. Był taki moment kiedy odpisałam chyba na pół tysiąca listów.

Pamiętasz swój pierwszy koncert? Co wtedy czułaś?

Przede wszystkim strach. Bałam się, że się pomylę, ale tak poza tym było bardzo miło.

Jak podchodzisz do każdego koncertu? Czy stało się to dla Ciebie rutyną, czy może jest to dla Ciebie nadal wielkie przeżycie?

Gdyby stało się rutyną, to bym przestała grać. Ja inaczej nie potrafię. Jeżeli tylko czuję, że zaczynam postępować sztampowo, to natychmiast się z tego wycofuję. Dla mnie jest to gorsze od wszystkich negatywnych uczuć. One przynajmniej są, a gdy wychodzisz na scenę, odbębniasz, zbierasz kasę i się zmywasz - to jest bez sensu. Ja nigdy nie chciałam być piosenkarką, ja się z tą muzyką wychowałam. Po prostu w pewnym momencie los mi powiedział, że robię nie to co trzeba i że powinnam zająć się muzyką. Cały czas uciekałam od muzyki, która była mi naturalnie dana.

Czy przy tak wyczerpującej pracy masz czas dla rodziny?

To jest bardzo ważne. Staram się spędzać z rodziną jak najwięcej czasu, ale z drugiej strony ciągle mnie gdzieś gna.

Jak czujesz się jako gwiazda?

Dobrze. Najważniejsze jest to, że to nie jest puste. To nie jest tak, że stałam się kimś popularnym, bo np. mam podwójne brwi, tylko za tym stoi kilka płyt, muzyka, wzruszenia. Jest to na jakiejś bazie.

A nie miewasz takich chwil, w których sobie myślisz: „Już mam dosyć tych fanów, chcieliby wiedzieć o mnie wszystko, nie dają mi spokoju.”?

Nie. Moi fani mają dużą kulturę, z czego się bardzo cieszę. Wiedzą kiedy można żądać ode mnie więcej, a kiedy lepiej dać mi spokój.

Czy fakt, że odniosłaś sukces miał wpływ na Twoje życie i Ciebie?

Tak. Dało mi to pewność siebie, której wcześniej mi brakowało. Z jednej strony miałam duże ambicje, a z drugiej szereg kompleksów. Dzięki sukcesowi i fanom zrozumiałam, że to co robię jest potrzebne. To dało mi siłę i pewność siebie.

Dziękuję za rozmowę i życzę dalszych sukcesów.

Dziękuję i pozdrawiam wszystkich fanów.

Rozmawiała: Aleksandra Kamińska